Tajemnice Grunwaldu. Co wiemy, a czego nie wiemy o największej bitwie średniowiecznej Polski?

Autor: Mirosław Rolak

Co wydarzyło się przed 614 laty na polach w pobliżu niewielkiej mazurskiej wsi, wie, a przynajmniej wiedzieć powinien, każdy, nawet mało uzdolniony, absolwent „podstawówki”. Bitwa pod Grunwaldem to symbol chwały polskiego oręża, tak mocno zapisany w narodowej świadomości, że ów rok „1410”, posłużył nawet do opracowania receptury „narodowego trunku”. My jednak nie będziemy zgłębiać tajemnic produkcji „księżycówki”, a skupimy się na samej bitwie.

A co wiemy o bitwie pod Grunwaldem? Wydawałoby się, że po latach badań historyków Grunwald nie powinien mieć już „tajemnic”, ale tak nie jest.

Trzy pewne fakty

 Jak słusznie zauważył twórca popularnego podkastu Wojenne Historie, Norbert Bączyk, o grunwaldzkiej bitwie wiemy na pewno tylko trzy rzeczy: że stoczono ją 15 lipca 1410 roku, że rozegrała się na polach pomiędzy Stębarkiem (niem.: Tannenberg) a Grunwaldem i że wygrali Polacy. Reszta, poczynając od tego, jak doszło do spotkania dwóch wielotysięcznych armii, jak przebiegała sama bitwa, kto atakował i w jakim szyku, wreszcie ilu  było uczestników bitwy, jest od kilkudziesięciu lat tematem sporów historyków. I praktycznie każdy z nich ma swoją wizję przebiegu bitwy. Co więcej, jest co najmniej trzy – polska, niemiecka i litewska, oficjalne „historie” bitwy, a jeszcze inaczej o starciu pod Grunwaldem piszą Rosjanie, inaczej Czesi i … Szwedzi. Wszystko dlatego, że dysponujemy bardzo skromnymi materiałami źródłowymi, a historycy muszą czerpać wiedze z fragmentarycznych, niekompletnych opisów, listów, relacji pisanych kilka, a nawet kilkadziesiąt lat po bitwie.

Twórcy kronik i … mitów

Dla polskich naukowców głównym źródłem wiedzy o Grunwaldzie jest Kronika Konfliktu, opisująca dzieje Wielkiej Wojny z Zakonem, ale dzieło to niestety nie przetrwało do naszych czasów i znamy tylko jego streszczenie. Drugim źródłem są Kroniki Jana Długosza, dość dokładnie opisujące omawiany konflikt. Niestety Długosz, zwyczajem średniowiecznych kronikarzy, przedstawia w Kronikach świat „czarno biały”. Nasi są zawsze (no może prawie zawsze) cacy, a wrogowie zawsze „be”. U Długosza nasz król Władysław Jagiełło to rozmodlony, na wskroś szlachetny, przewidujący i miłujący pokój, monarcha, który nawet na chwile przed bitwą nie myśli o niczym innym jak o wysłuchaniu dwóch pod rząd mszy. Z kolei Krzyżacy to zawsze „czarne charaktery”, dumni, pyszni, zdradzieccy. Nawet na wskroś rycerski zwyczaj przesłania królowi dwóch mieczy, jest u Długosza wyrazem pychy i pogardy dla przeciwnika. Ale to właśnie Kronika Długosza odegrała największą rolę w tworzeniu symbolu, jakim stała się grunwaldzka victoria. Nawet jeśli więc „mistrz Jan” gdzieś tam ubarwia, gdzieś tam kogoś wybiela, kogoś oczernia, to wdzięczni mu być powinniśmy za obszerny opis bitwy. 

Drugim sprawcą powstania mitów i stereotypów wokół Grunwaldu był Henryk Sienkiewicz, bo większość Polaków wiedze o triumfie polskiego rycerstwa czerpała i czerpie z jego powieści „Krzyżacy”. A przecież nasz Noblista napisał dzieło literackie, a nie rozprawę naukową, nie musiał więc trzymać się faktów. 

Co więc jest w naszej świadomości tylko mitem, a co jest bliskie prawdy? Wilcze doły, ucieczka Litwinów, upadek Chorągwi Krakowskiej, sienkiewiczowskie „sto tysięcy zakutych w żelazo Niemców”? 

W tych mitach jest jak w nawet każdej bajce, jakaś cześć prawdy. Pod Grunwaldem wilczych dołów nie było, bo Krzyżacy nie mieli czasu, by takie pułapki przygotować, ale były zapewne pod Kurzętnikiem, w miejscu, gdzie Jagiełło próbował sforsować Drwęce, ale widząc umocniony i obsadzony przez Krzyżaków bród, cofnął się na południe. Zresztą nasz Król podczas całej kampanii dawał niejednokrotnie dowody rozsądku i rozwagi, w przeciwieństwie do porywczego, popełniającego błąd za błędem przeciwnika. Inna sprawa, że od początku wszystkie atuty były po stronie Jagiełły i tak na dobrą sprawę tej kampanii przegrać nasz król nie mógł. Bo nawet szczęście sprzyjało Królowi, a jak wiadomo szczęście sprzyja lepszym.